Abp Edward Nowak - 40 lecie śmierci Sługi Bożego Ks. W. Findysza

Abp Edward Nowak
Homilia wygłoszona w czasie obchodów 40 lecia śmierci Sługi Bożego Ks. W. Findysza w Nowym Żmigrodzie, 16.8.2004 r.

„Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i aby owoc wasz trwał"
(J 10,13)

Ekscelencje: Księże Biskupie Ordynariuszu, Księże Biskupie Edwardzie,
Przewielebni Księże Dziekanie,
Księże Proboszczu,
Czcigodni Księża diecezji rzeszowskiej wraz z delegatami z dekanatów,
Szanowne Władze Gminy Nowy Żmigród,
Szanowne Władze i Profesorzy wszystkich Szkół żmigrodzkich,
Drodzy i Mili Goście,
Kochani Bracia i Siostry - wszyscy złączeni w czci i wspomnieniu ks. Władysława Findysza

1. Dwa tygodnie temu na adres ks. Proboszcza żmigrodzkiego nadszedł list z Jasła. Pani Ewa, córka zmarłego kierownika szkoły w Łężynach, po ogłoszeniu uroczystości 40-lecia śmierci ks. Findysza, przekazała notatki swojego ojca, dotyczące jego spotkania z proboszczem Żmigrodzkim. Pan Jan zmarły kierownik tak pisze: "...Idąc placem Żwirki i Wigury w Jaśle spostrzegłem nagle wysokiego, kościstego mężczyznę w popielatej czamarze, o twarzy szaro - sinej, za którym ludzie się oglądali. Szedł, a raczej wlókł się powoli. Potem usiadł na ławce, widocznie czekał na autobus. Widać było, że jest chory. Chyba nie znalem go. Ale po chwili wpatrywania, twarz wydala mi się znana. Nadeszła moja była uczennica, zaczepiłem ją i zapytałem o tego księdza. To pan go nie poznał? - to nasz proboszcz Findysz". Osłupiałem. Przystąpiłem do dziekana i mówię: "Przepraszam księdza, że nie pozdrowiłem, ale nie poznałem". Ks. Findysz na to: "A ja pana zaraz poznałem, ale nie chciałem zaczepiać, myślałem ze pan boi się milicji". Żachnąłem się. Za kogo mnie ksiądz bierze? Nie jestem partyjnym". Zaczęliśmy rozmawiać. Ks. Findysz: "Zmieniłem się bardzo w wiezieniu w ciągu tych kilku miesięcy. Traktowano mnie jak bandytę, upokarzano, wyśmiewano popychano po chamsku, głodzono. A gdy poprosiłem o jedzenie karmiono mnie słonymi śledziami, nie dając kropli wody do popicia. Bardzo się męczyłem. Zacząłem chorować". Po twarzy jego płynęły łzy jak dziecku. Z wielkim żalem w sercu zacząłem go pocieszać, że w domu przyjdzie do siebie. Nadjechał autobus do Żmigrodu. Musieliśmy się rozstać ¬Już na zawsze. Wkrótce potem zmarł na raka gardła. Na pogrzebie były tłumy ludzi. Było powszechne przekonanie, że odszedł "wielki Kapłan", "dobry Pasterz", że "oddał duszę swoją za owce swoje" (List: Ewa Grun, 5.8.2004).

"Oto Kapłan", "Oto dobry Pasterz", "Oto Pasterz - Męczennik!"..
2. Słyszeliśmy słowa Chrystusa w odczytanej Ewangelii. Zostały one przekazane przez Jego umiłowanego ucznia, Ewangelistę Jana. Jest to wezwanie do jedności z Mistrzem. Jest to przykazanie miłości wzajemnej. Jest to przeznaczenie na wędrowanie drogami świata z Jego Ewangelią Jest to powołanie do przynoszenia owoców i do wielkiej troski o trwanie tych owoców (cfr. J 10, 13).

3. "Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli... - te ewangeliczne słowa Chrystusa usłyszał, przyjął i całym swym życiem wypełnił Sługa Boży Ksiądz Władysław Findysz, syn naszej ziemi podkarpackiej, proboszcz i dziekan żmigrodzki.
Oto jego droga w skrócie: urodził się w Krościenku Wyżnym w 1904 r., maturę zdobył w Liceum w Krośnie w 1927 roku. W 1927 roku, po rekolekcjach dla maturzystów w Chyrowie, wstępuje do Seminarium Duchownego w Przemyślu. Święcenia kapłańskie otrzymuje w 1932 roku w Przemyślu. Pracuje jako wikariusz w Borysławiu, Drohobyczu, Strzyżowie i Jaśle. W 1942 roku zostaje proboszczem, a później dziekanem żmigrodzkim. W Nowym Żmigrodzie duszpasterzował 23 lata. Parafia nie była łatwym terenem do pracy. Obejmowała ona rozległy i górzysty teren, sięgający aż do granicy ze Słowacją Liczyła ponad 20 miejscowości z wieloma kościołami dojazdowymi. Ludność była zróżnicowana religijnie i etnicznie. Żyli tutaj Polacy, Żydzi i Łemkowie, grekokatolicy i prawosławni.
Od pierwszych dni swojej pracy okazał się bardzo zaangażowany duszpastersko. Szczególnie trudny był okres II wojny światowej. Był silny ruch oporu przeciw niemieckim okupantom. Miały miejsce liczne aresztowania i morderstwa; akty straszliwych tortur i egzekucji. Wiele rodzin zostało bez ojców, rodziców, bez synów i córek. Było wiele załamań. Było wiele rozpaczy. Miała miejsce eksterminacja ludności żydowskiej w pobliskim Chałbowie. Zbiorowa mogiła pokrywa ciała około 1200 osób. Proboszcz spieszył wtedy z pomocą jak tylko mógł. Później przyszły ciężkie walki: słynna Dolina śmierci w Przełęczy Dukielskiej, ostrzeliwania, bombardowania miasta, pożary Żmigrodu, wysiedlenie mieszkańców, uciekinierzy i zabici.

W tych ciężkich latach, cierpiąc wspólnie razem z parafianami budził wiarę w Pana Boga i nadzieję na przetrwanie, organizował pomoc i zachęcał do pracy. Po okresie wojennym trzeba było odbudować zniszczenia a przede wszystkim odbudować ludzi. Przyszła duża praca zarówno materialna a zwłaszcza duchowo - moralna. Wojna bardzo mocno zdegradowała ludzi. Praca więc była bardzo trudna, ale i Pan Bóg pomagał.

4. "Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście owoc przynosili.:.

Podczas diecezjalnego procesu kanonicznego ludzie ze Żmigrodu złożyli wiele świadectw dotyczących swego zmarłego proboszcza:
a. Świadectwo rodziny z Kątów: "Kiedy zimą 1954 roku nasz 5 miesięczny syn Mieczysław ciężko zachorował (objawy choroby podobne były do padaczki), wydawało nam się, że w każdej chwili może umrzeć. Kiedy już znikąd nie widzieliśmy ratunku, udaliśmy się saniami z chorym dzieckiem do Ks. Findysza w Nowym Żmigrodzie. Prosiliśmy ze łzami o pomoc. Ksiądz zaprowadził nas do kościoła.
Tam przed Najświętszym Sakramentem, z zapalonymi świecami modliliśmy się wspólnie do Pana Boga o powrót do zdrowia naszego dziecka. Wróciliśmy do domu uspokojeni i pełni nadziei. W następnym dniu nastąpiła poprawa zdrowia dziecka. Od tamtego czasu objawy choroby nigdy nie wróciły. Przez długi okres, kiedy ks. Findysz przejeżdżał koło naszego domu, pytał się o zdrowie syna. Dziś Mieczysław ma 46 lat, i cieszy się bardzo dobrym zdrowiem" (Ks. Andrzej Motyka, Dobry Pasterz. Biografia sługi Bożego Ks.Władysława Findysza, Rzeszów 2003, s. 153).

b. Świadectwo ministranta z Mytarzy: "Po wojnie od 1947 roku parafia Żmigrodzka była bardzo rozległa. Wiadomo, nie było wtedy ani asfaltowych szos, ani samochodów. Bite, kamieniste i wyboiste drogi, konna furmanka nie ułatwiały duszpasterskiej posługi na tak rozległym terenie. Mimo wszystko starał się choć raz w miesiącu docierać do każdej połemkowskiej wioski, gdzie mieszkali ludzie aby służyć im duszpasterską, kapłańską posługą Pamiętam jak będąc młodym ministrantem jechaliśmy do Olchowca, Polan i innych miejscowości. Praktycznie taki wyjazd zajmował cały dzień. Wymagał od siebie, ale chciał by i inni wzorowo spełniali swe
obowiązki (ibid, s. 150).
c. Świadectwo matki ze Żmigrodu: "Po śmierci męża pozostałam z trójką dzieci. Bardzo rozpaczałam, wydawało mi się, że sama sobie ze wszystkim nie poradzę. W tych trudnych chwilach wspierał mnie ks. Findysz. Odwiedził mnie kiedyś, mimo że byłam w partii i z ojcowską troską powiedział: Ja wymodlę, żeby się wam dobrze powodziło, że wychowasz te dzieci. Tylko już nie płacz, nie biegaj ciągle na cmentarz, bo nie masz czasu na pracę. Taką jego pomoc cenię sobie bardzo i wiem, że te jego odwiedziny dawały mi odwagi i nadziei" (ibid, s. 152).

d. I jeszcze świadectwo księdza:
Jako duchową pomoc dla Soboru Watykańskiego II, Kościół w Polsce ofiarował "Soborowy Czyn Dobroci". Proboszcz żmigrodzki, już chory na gardło, nie mogąc mówić, wystosował więc do grupy parafian listy. Zawierały one prośbę o regulowanie swojego życia. Te listy były powodem oskarżenia, procesu i wyroku o łamanie prawa wolności sumienia.
Świadczy ksiądz: "W czasie przesłuchań i procesu w więzieniu w Rzeszowie szykanowano go i znęcano się nad nim. Specjalnie umieszczono w takiej celi i z takimi współwięźniami, że ks. Władysław, znany ze swoich określeń, określił ich krótko: `Gdybym był diabłem, to bym ich do piekła nie przyjął". Ks. Władysław wśród tych szykan i deptaniu jego ludzkiej i kapłańskiej godności, pozostał sobą. Więzienie, proces, skazanie nie można tylko zacieśniać do napisanych listów. Listy były tylko pretekstem. Został więziony i skazany tylko dlatego, że był gorliwym kapłanem o wielkim autorytecie. Był przykładem odniesienia dla księży i ludzi z całej
okolicy. Jego postawa uniemożliwiała ateizację parafii.
Był wspaniałym katechetą. Kształtował postawy moralne i siał ziarno prawdy wśród młodzieży, a mimo to usunięto go ze szkoły. W czasie procesu jeden z będących u władzy przedstawił go jako wroga młodzieży. To było wprost potworne. Ks. Władysław mówił: "Ja mu za to podziękuję". Na rozprawę przyprowadzono go skutego kajdanami, jako złoczyńcę, jako zbrodniarza, a prowadził tylko działalność religijną. Był szykanowany i bardzo upokarzany we więzieniu na Zamku Rzeszowskim. Potem został przewieziony do ciężkiego więzienia na Montelupich w Krakowie. Tam miała miejsce straszna gehenna przedśmiertna.
Wypuszczono go z więzienia po to, aby umarł na parafii, żeby nie robić męczennika. Miał manifestacyjny pogrzeb. Były pogłoski od strony władz: gdyby wiedziano, że taki będzie miał pogrzeb, to nie pozwolono by go wypuścić, aby zdechł w więzieniu. I wrzucilibyśmy go do ziemi jak zdechłego psa" (ibid, ss. 157-159).
Był poddany woli Bożej i gotowy na śmierć. W Kronice Parafialnej zdołał napisać takie słowa na str. 58: "... Poddałem się operacji tarczycy w Szpitalu Gorlickim.
Operacja udana, ale powinna jeszcze być druga. Zostałem aresztowany co popsuło stan mojego zdrowia. Dziś kwalifikuję się jako nieuleczalnie chory. Każą mi prosić o cud za przyczyna ks. J. Balickiego. Ale mi to przychodzi z trudem, bo raczej należy prosić o spełnienie woli Bożej, niż o cud" (Ks: Bieszczad, Oto człowiek, str.
60).
5. "I przeznaczyłem was na to abyście szli i owoc przynosili i aby owoc wasz trwał". Dzisiaj, w 40-tą rocznicę śmierci Sługi Bożego, ze czcią chylimy nasze czoła przed jego wielkim świadectwem kapłańskim. Pamiętamy o nim, uznajemy je i czcimy. Dokonało się ono w trudnych czasach totalitaryzmu i zostało okupione własnym życiem. Jego sumienie kapłańskie i pasterskie dyktowało mu troskę o ład moralny wśród powierzonych sobie wiernych.
Do tego właśnie powołał go Chrystus jako kapłana swojego Kościoła. Przykazania Boże mają prymat nad wszystkimi rzeczami. Przykazania Boże są wartością najwyższą Bardziej należy słuchać Boga niż ludzi, uczy nas św. Piotr w Dziejach Apostolskich (zob. 4,20). Tego samego uczy nas dzisiaj Sługa Boży Ks. Findysz.
Jego postawa kapłańska i męczeństwo są naszym wielkim dziedzictwem duchowym. Są naszym skarbem świadectwa chrześcijańskiego. Posiadają szczególną wartość pedagogiczną i formacyjną w kształtowaniu duchowości kapłanów i duchowości ludzi świeckich. Dla współczesnych księży i kandydatów do kapłaństwa jest przykładem wierności ideałom kapłaństwa, nawet za cenę życia. Ludziom świeckim wskazuje na radykalną wierność wartościom chrześcijańskim, wierność świadczoną cierpieniem i krwią. Takie postacie trzeba przypominać i do nich wracać. Zachęca nas do tego Jan Paweł II w "Tertio Millenio Adveniente", wzywając, że ich "świadectwo nie może być zapomniane" (n. 37).
Takim właśnie świadectwem przemówił Kościół w Polsce w swej niedawnej historii. Oprócz Sługi Bożego liczne rzesze kapłanów i ludzi świeckich złożyło swoje wielkie świadectwo wiary. Wspomnę tutaj znanych kard. Wyszyńskiego, ks. Popiełuszkę. Przypominamy je i otaczamy czcią.
Dziękujemy Panu Bogu, że w naszej diecezji rzeszowskiej, na ziemi Żmigrodzkiej, dał nam dar tego wielkiego świadectwa życia kapłańskiego. Dziękujemy Słudze Bożemu za jego pracę i wierność do końca.
Prosimy gorąco abyśmy mogli czerpać odwagę i siły w naszym codziennym życiu z tego wielkiego przykładu naszego kapłana, naszego proboszcza, naszego dziekana; my kapłani i wy ludzie wierzący.
"Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili". "I by owoc wasz trwał". (J1 D,13) I by owoc wasz trwał!
+ Edward Nowak
Arcybiskup tyt. Luni
Sekretarz Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych